Tak się złożyło, że oboje w jednym ciągu mieliśmy cztery dni wolnego, a ponieważ obostrzenia po covidowe zaczęły się luzować, postanowiliśmy to wykorzystać motocyklowo. Kierunek wybraliśmy dość nieoczywisty, a mianowicie Połczyn Zdrój i okolice dalsze i bliższe. Już samo słowo “Zdrój” kojarzy się “emerycko” ale cóż, najmłodsi nie jesteśmy i powoli zbliżamy się nieuchronnie do motocyklowej emerytury więc przynajmniej naocznie zobaczymy jak życie emeryta(ytki) wygląda:).
Droga do Połczyna bez żadnych sensacji może poza tym, że między Bydgoszczą a Czaplinkiem straszny ruch. Pogoda taka sobie ok.15C* i dość silny wiatr. Na miejsce dojechaliśmy późnym popołudniem i zakwaterowaliśmy się w pensjonacie Hopferówka w samym centrum kurortu. Dojeżdżając już do Połczyna wiedzieliśmy, że będzie fajnie, bo przywitała nas droga “stu zakrętów”( ach… ile dróg nosi tę nazwę) między Czaplinkiem a Połczynem. Lasy i jeziorka wyłaniające się zza kolejnego zakrętu to to, co lubimy najbardziej. Cała radość psuja trochę trzy “mijanki” przed samym Połczynem ale cóż, takie życie.
Znowu mnie ponosi z pisaniem a miała być fotorelacja. Ach te przyzwyczajenia…
Przed Hopferówką,
połczyńska “woda zdrojowa” 🙂
spacer po połczyńskim parku
droga “stu zakrętów”
kolejny dzień, to wizyta na zamku(lub tym co po nim pozostało) w Starym Drawsku.(ciekawostką jest to, że jego właścicielem jest p. Nikiciuk – ten sam od muzeum motoryzacji w Otrębusach.
molo w Starym Drawsku
Czaplinek, rzeźba pt. Wodnik, Edwarda Szatkowskiego nad jeziorem Drawskim
Z ust “miejscowego” usłyszeliśmy, że Pan Szatkowski chciał wykonać kolejne tego typy rzeźby wzdłuż rzeczki Czapliniecka Struga ale lokalne
władze poszły “po całości”
Złocieniec i aleja grabowa
Tego dnia mieliśmy niedosyt kilometrów i postanowiliśmy odwiedzić jeszcze jedną ciekawostkę przyrodniczą, a mianowicie “krzywy las” w Gryfinie. Jak powstał? Są różne hipotezy i niech każdy wybierze dla siebie właściwą 🙂
Na osobny dzień zostawiliśmy sobie Borne Sulinowo i Szczecinek. do Szczecinka ostatecznie nie dotarliśmy z powodu pogody i ilości czasu spędzonego w Bornem i Kiełminie – “mieście widmie”, a do tego jeszcze zakupy w sklepie “Sasza” i obiad w knajpie o tej samej nazwie.
Weekend szybko dobiegł końca. Droga powrotna to jeszcze wizyta pod pomnikiem ofiar katastrofy samolotu “CASA” w Mirosławcu.